środa, 7 listopada 2012

9 - Przyjaciel

Czuję,że ktoś lub coś ciągnie mnie po ziemi. Otwieram powoli oczy i przede mną ukazuje się płonący budynek szkoły,zamarłam. Jak to możliwe? Co się stało? Czy z Matt'em i Anną wszystko w porządku? Ktoś dotknął mojej twarzy. Gdy uniosłam głowę moje oczy zaszły łzami od nadmiaru słońca. Chłopak stojący przede mną ma na sobie czarne spodnie,czarną koszulkę opiętą na ciele i czerwoną koszulę.
- Jesteś taka słaba - powiedział ni z gruszki ni z pietruszki i podniósł mnie.
Spojrzałam na jego białą jak papier twarz. Jego czarne włosy były lekko postawione,a szare oczy były chronione mocno ciemnymi i gęstymi rzęsami.
- Kim jesteś? - spytałam,uśmiechnął się a jego zęby zalśniły.
- Przyjacielem - odpowiedział i zaczął biec.
Spojrzałam przed siebie,przyjaciel biegł szybko,za szybko jak na człowieka. Spojrzałam na niego. Gdy otworzyłam buzię by coś do niego powiedzieć,poczułam,że coś jest nie tak i spojrzałam w dół. Nie było pod nami gruntu,tylko przepaść a on ją przeskakiwał.
Czym ty jesteś? Spojrzał na mnie i odgarnął włosy z mojej twarzy.
- Zara będziemy na miejscu - powiedział i wrócił do biegu.
Powinnam uciec? Poruszyłam się lekko i jęknęłam,przeszył mnie niewyobrażalny ból w żebrach. Jasne,że tak,gdybym mogła.
Chłopak stanął,spojrzałam przed siebie. Stoimy przed dwupiętrowym domem z kamienia. Wygląda na zadbany mimo tego,że stoi po środku lasu. Okrąża go mur z tego samego kamienia co dom,w ogrodzie,chyba,rosną drzewa iglaste i krzewy,nie wiem jakie,nie widzę.
Ból w żebrach nasilił się,jęknęłam.
- Dot! - krzyknął przyjaciel. Po jego czole spływają strużki potu. Powieki mi ciążą.
Drewniane drzwi domu otworzyły się a w nich stanął ciemnoskóry chłopak ubrany w brązowe spodnie i szarą bluzę z kapturem.
- Wnieś ją Eric,na co kurna czekasz? - sapnął zdecydowanym głosem. Uśmiechnęłam się,to tak masz na imię. Zamknęłam oczy.
Czuje,że mnie na czymś kładą,chyba na stole,a może jednak na łóżku. Wstrząsnęła mną fala bólu gdy nacinali mi skórę. Otworzyłam oczy,nade mną stoi Eric.
-Będzie okej - szepnął i przyłożył do mojego czoła mokrą i zimną szmatkę.
-Pośpiesz się,Dot! - krzyknął Eric.
Czuje jak ktoś wsadza palce między moje żebra,zamykam oczy i odpływam.

***

Otworzyłam delikatnie oczy,ale po chwili je zamknęłam. Przypomniałam sobie gdzie jestem. Zaczęłam wsłuchiwać się w rozmowy najwyraźniej prowadzone na dole.
- Nie jest jeszcze przemieniona- powiedział któryś z nich,chyba Eric.
- Trudno nie zauważyć skoro dała ci się tu przywlec - to zdecydowanie był..Dot,chyba tak miał na imię.
Usiadłam na łóżku,jęknęłam. Wsunęłam stopy w swoje conversy i wstałam.
- Powinna się pożywić,by żebro się zrosło i wszystko inne - powiedział Dot.
Podłoga pode mną zatrzeszczała gdy stanęłam jedną stopą na schodach. Zaczęłam powoli schodzić na dół.Nagle przy schodach na dole pojawił się Eric,wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na niego i złapałam jego rękę. Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
Spojrzałam na Dot'a.
- Co tu robię?- spytałam. Dot i Eric spojrzeli na siebie. Dot wstał.
- Eric ci powie,ja pójdę po coś do jedzenia dla ciebie,dobrze? - skinęłam głową.
Wiem,że poszedł po kogoś,po kogoś kogo miałam ugryźć i wyssać. Spojrzałam na Eric'a.
- Prawdopodobnie zemdlałaś,w klasie jak rozległ się alarm. Stałem między drzewami,musiałaś mnie zobaczyć gdy patrzyłaś przez okno - powiedział .
Żeby tylko raz,po prostu nigdy nie zwróciłam uwagi.
- Ktoś podpalił szkołę - otworzyłam szerzej oczy - wszyscy zostali ewakuowani.
To dobrze,jednak kto to zrobił
- Miałaś złamane żebro i umierałaś,już czas,żebyś się pożywiła,Rossie - schował kosmyk moich rudych włosów za ucho - może twoi zmiennokształtni znajomi ci nie powiedzieli,ale musisz wypić krew.
- Wiem o tym - spojrzałam na niego lekko się uśmiechając - czemu mnie uratowałeś?
- Obserwuje cię już długi czas - ujął moją twarz w dłonie - będziesz niezwykłym wampirem,ale będziesz potrzebowała pomocy.
Drzwi otworzyły się gwałtownie a do środka wszedł Dot,trzymając za szyję młodego chłopaka z którego twarzy spływała krew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz