czwartek, 8 listopada 2012

10 - Krew

Zapach krwii doleciał do moich nozdrzy, wiem co mam zrobić, wiem jak mam się pożywić by go nie zabić. Spojrzałam na Erica, moje kły gwałtownie się wysunęły. Chcę go pozbawić życia, pomyślałam. Dot rzucił chłopakiem, mój posiłek upadł na kanapę. Eric złapał mnie za rękę i zaczął szeptać coś do ucha. Kiwnęłam lekko głową.
Usiadłam rozkrokiem na chłopaku, chwyciłam jego twarz w dłonie. Jest przerażony, pomyślałam, patrząc w jego niebieskie tęczówki.
- Nic nie zaboli, obiecuję - powiedziałam.
Skinął głową i zamknął oczy, przekrzywiłam jego głowę i wbiłam kły w szyję. Fala przyjemności zalała mojego ciało. Jęknęłam i wbiłam się głębiej ssąc. W mojej głowie przewijają się obrazy, chwile szczęśliwe i te złe. Z Jake'iem gdy mieliśmy pięć lat i bawiliśmy się na polanie z kuzynami, z Anną, każde zakupy, podrywy. Z tatą dyskusje i kłótnie, pokazał się też Matt jak mnie przytulał nad wykopami, na końcu ukazali się Dot i Eric, Dot rozcinający mi skórę na żebrach a Eric przykładający mokrą szmatkę do czoła. Nagle ukazała mi się noc, księżyc jasno świeci na niebie, stoję w wodzie na łące,słyszę jak ktoś mnie woła,spoglądam na brzeg rzeki,stoi tam mężczyzna,zaczyna powoli wchodzić do wody,gdy jest już blisko mnie obraz się rozmywa.
Otwieram oczy i siadam obok bezwładnego ciała, położyłam głowę na nogach Eric'a wycierając się o jego czarne spodnie.
- Smakowało ? - spytał Dot siedzący na fotelu obok. Kiwnęłam głową.
Eric odgarnął włosy z mojej twarzy i pochylił się nade mną.
- Czemu pozwoliliście mi go zabić? - spojrzałam na Eric'a, jest taki przystojny.
- Bo jesteś wampirem,nie możesz wbić kłów i od razu wyjąć - odpowiedział Dot - to by było bezsensu.
Uśmiechnęłam się, nie mam do nich teraz nawet pytań.
-Powinnam wracać do domu, pewnie się o mnie martwią - spojrzałam na nich.
-Jasne, Rossalie - odpowiedział mi wstający z fotela Dot - Eric zaprowadzi cię do domu i zostanie na straży a ja posprzątam po tobie.
Także wstałam i spojrzałam na martwego chłopaka.
- Po co mi straż,Dot ? - spojrzałam na niego pytająco - myślisz,że nie dam sobie rady?
Zdjęłam z niego bluzę i założyłam na swoją poplamioną krwią bluzkę. Akurat ją zasłoniła, ją i ręce.
                                           - Nigdy nic nie wiadomo - parsknął śmiechem Dot.
Wzruszyłam ramionami i wyszłam razem z Eric'iem z domu. Spojrzał na mnie.
- Jak się czujesz ? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Całkiem nieźle - puściłam do niego oczko.
Pamiętam jak szybko biegł,jestem ciekawa czy też będę.Spojrzałam na swoje nogi a potem na Eric'a.
-To jak? Idziemy? - uśmiechnęłam się.
Eric bez zastanowienia złapał mnie za rękę i zaczął biec, ja za nim.
Z niewyobrażalną dla mnie prędkością pokonywaliśmy drogę. Puściłam dłoń Eric'a, przyśpieszyłam i zaczęłam się śmiać.
Przeskoczyłam przez przepaść, upadek skończył się przewrotem w przód. Eric spojrzał na mnie i podał mi rękę,złapałam ją i pobiegłam dalej razem z nim.
Dobiegliśmy do szkoły popychając się,spojrzałam na kręcących się tam jeszcze strażaków i policjantów. Całkowicie o tym wszystkim zapomniałam.
-Eric, pośpieszmy się, okej? - spojrzałam na niego,skinął głową.
Znowu zaczął się bieg.Po kilkunastu minutach przebiegania ulic i trawników dobiegliśmy do mojego domu.
- Czekaj u mnie w pokoju,balkon powinien być otwarty - uśmiechnęłam się lekko i pchnęłam bramkę.
W chwilę pokonałam schody i otworzyłam drzwi wejściowe, zdjęłam buty i przeszłam do kuchni.
- O,cześć Rossalie - przywitał mnie uśmiechający się tatuś.
Podeszłam i pocałowałam go w czoło.
- Cześć tatku - uśmiechnęłam się i otworzyłam lodówkę,przejrzałam ją i zamknęłam.
- Idę do góry,dobrze ? - spytałam tatę opierając się o blat stołu.
- A idź idź,ja czekam na Laurę - uśmiechnął się - dzisiaj wylatujemy.
O tym też zapomniałam. Uśmiechnęłam się.
- Ile was nie będzie ? - spytałam.
- Tydzień,może dwa - skinęłam głową i wyszłam.
W mgnieniu oka znalazłam się przy drzwiach balkonowych w swoim pokoju, przekręciłam klamkę i do środka wszedł Eric.
- Zaraz wracam - zniknęłam w łazience.
Rozebrałam się, weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Rozejrzałam się po łazience.
- Kurna - mruknęłam. Nie zamknęłam drzwi. - Eric! Eric zamknij drzwi - krzyknęłam.
Zauważyłam Erica wchodzącego do łazienki.
-Masz się czym pochwalić - zagwizdał i wyszedł zamykając drzwi. Zaśmiałam się.
Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Spojrzałam w lustro. Całe moje ciało wyglądało na zdrowsze. Uśmiechnęłam się i moje zęby zalśniły. Sięgnęłam po suszarkę z szafki i włączyłam ją.
Po chwili moje włosy są suche. Dotknęłam ich,takie miękkie. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na siedzącego na łóżku Eric'a.
- Jesteś taka piękna - powiedział wstając.
Podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie.
- Jesteś idealna - szepnął muskając moje usta.

środa, 7 listopada 2012

9 - Przyjaciel

Czuję,że ktoś lub coś ciągnie mnie po ziemi. Otwieram powoli oczy i przede mną ukazuje się płonący budynek szkoły,zamarłam. Jak to możliwe? Co się stało? Czy z Matt'em i Anną wszystko w porządku? Ktoś dotknął mojej twarzy. Gdy uniosłam głowę moje oczy zaszły łzami od nadmiaru słońca. Chłopak stojący przede mną ma na sobie czarne spodnie,czarną koszulkę opiętą na ciele i czerwoną koszulę.
- Jesteś taka słaba - powiedział ni z gruszki ni z pietruszki i podniósł mnie.
Spojrzałam na jego białą jak papier twarz. Jego czarne włosy były lekko postawione,a szare oczy były chronione mocno ciemnymi i gęstymi rzęsami.
- Kim jesteś? - spytałam,uśmiechnął się a jego zęby zalśniły.
- Przyjacielem - odpowiedział i zaczął biec.
Spojrzałam przed siebie,przyjaciel biegł szybko,za szybko jak na człowieka. Spojrzałam na niego. Gdy otworzyłam buzię by coś do niego powiedzieć,poczułam,że coś jest nie tak i spojrzałam w dół. Nie było pod nami gruntu,tylko przepaść a on ją przeskakiwał.
Czym ty jesteś? Spojrzał na mnie i odgarnął włosy z mojej twarzy.
- Zara będziemy na miejscu - powiedział i wrócił do biegu.
Powinnam uciec? Poruszyłam się lekko i jęknęłam,przeszył mnie niewyobrażalny ból w żebrach. Jasne,że tak,gdybym mogła.
Chłopak stanął,spojrzałam przed siebie. Stoimy przed dwupiętrowym domem z kamienia. Wygląda na zadbany mimo tego,że stoi po środku lasu. Okrąża go mur z tego samego kamienia co dom,w ogrodzie,chyba,rosną drzewa iglaste i krzewy,nie wiem jakie,nie widzę.
Ból w żebrach nasilił się,jęknęłam.
- Dot! - krzyknął przyjaciel. Po jego czole spływają strużki potu. Powieki mi ciążą.
Drewniane drzwi domu otworzyły się a w nich stanął ciemnoskóry chłopak ubrany w brązowe spodnie i szarą bluzę z kapturem.
- Wnieś ją Eric,na co kurna czekasz? - sapnął zdecydowanym głosem. Uśmiechnęłam się,to tak masz na imię. Zamknęłam oczy.
Czuje,że mnie na czymś kładą,chyba na stole,a może jednak na łóżku. Wstrząsnęła mną fala bólu gdy nacinali mi skórę. Otworzyłam oczy,nade mną stoi Eric.
-Będzie okej - szepnął i przyłożył do mojego czoła mokrą i zimną szmatkę.
-Pośpiesz się,Dot! - krzyknął Eric.
Czuje jak ktoś wsadza palce między moje żebra,zamykam oczy i odpływam.

***

Otworzyłam delikatnie oczy,ale po chwili je zamknęłam. Przypomniałam sobie gdzie jestem. Zaczęłam wsłuchiwać się w rozmowy najwyraźniej prowadzone na dole.
- Nie jest jeszcze przemieniona- powiedział któryś z nich,chyba Eric.
- Trudno nie zauważyć skoro dała ci się tu przywlec - to zdecydowanie był..Dot,chyba tak miał na imię.
Usiadłam na łóżku,jęknęłam. Wsunęłam stopy w swoje conversy i wstałam.
- Powinna się pożywić,by żebro się zrosło i wszystko inne - powiedział Dot.
Podłoga pode mną zatrzeszczała gdy stanęłam jedną stopą na schodach. Zaczęłam powoli schodzić na dół.Nagle przy schodach na dole pojawił się Eric,wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na niego i złapałam jego rękę. Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
Spojrzałam na Dot'a.
- Co tu robię?- spytałam. Dot i Eric spojrzeli na siebie. Dot wstał.
- Eric ci powie,ja pójdę po coś do jedzenia dla ciebie,dobrze? - skinęłam głową.
Wiem,że poszedł po kogoś,po kogoś kogo miałam ugryźć i wyssać. Spojrzałam na Eric'a.
- Prawdopodobnie zemdlałaś,w klasie jak rozległ się alarm. Stałem między drzewami,musiałaś mnie zobaczyć gdy patrzyłaś przez okno - powiedział .
Żeby tylko raz,po prostu nigdy nie zwróciłam uwagi.
- Ktoś podpalił szkołę - otworzyłam szerzej oczy - wszyscy zostali ewakuowani.
To dobrze,jednak kto to zrobił
- Miałaś złamane żebro i umierałaś,już czas,żebyś się pożywiła,Rossie - schował kosmyk moich rudych włosów za ucho - może twoi zmiennokształtni znajomi ci nie powiedzieli,ale musisz wypić krew.
- Wiem o tym - spojrzałam na niego lekko się uśmiechając - czemu mnie uratowałeś?
- Obserwuje cię już długi czas - ujął moją twarz w dłonie - będziesz niezwykłym wampirem,ale będziesz potrzebowała pomocy.
Drzwi otworzyły się gwałtownie a do środka wszedł Dot,trzymając za szyję młodego chłopaka z którego twarzy spływała krew.

piątek, 27 lipca 2012

8 - Codzienność.

Otworzyłam oczy , zamrugałam kilka razy i wstałam . Przejechałam nogą po leżącym na podłodze wilku .
- Przynieś telefon , Shell. - wstał , wlazł do łóżka i zaczął w nim grzebać.
Weszłam do łazienki , wzięłam zimny prysznic , wysuszyłam włosy , umyłam zęby i pociągnęłam rzęsy tuszem. Spojrzałam w lustro.
- Spójrz kochanie , pewnie niedługo będziesz całkiem inna - powiedziałam do siebie.
Shell przyniósł telefon , wzięłam go z jego pyska i odblokowałam , przejrzałam nieodebrane połączenia , od Annie , Matt'a , jego mamy. Założyłam bieliznę , przeszukałam szafki w celu znalezienia spodenek i znalazłam je , na szczęście , do tego założyłam bluzkę odkrywającą brzuch z napisem "WILDFOX" . Wsunęłam nogi w niskie czarne Conversy , zbiegłam po schodach , przeszłam obok siedzącego przy stole brata z rodzicami i wyszłam z domu. Podeszłam do opierającego się o płot Matt'a.
- Cześć - wymusiłam z siebie lekki uśmiech wypowiadając słowo przywitania .
- Hej - opowiedział - Jak się czujesz ?
- Zwyczajnie. - wzruszyłam ramionami.
- Na pewno?
Stanęłam i przeczesałam włosy palcami.
- Śni mi się ona,co było łatwe do przewidzenia.
Matt spojrzał na mnie , przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Czuję się jakby podświadomość próbowała ją wyrzygać.
Ruszyliśmy w stronę szkoły. Zastanawiam się czy ktoś będzie wspominał o moim zniknięciu na biwaku. Ciekawe czy ktoś zorientuje się,że coś się zmieniło. Jeżeli zauważą to co mam mówić,co robić? Czy mam opowiedzieć o wszystkim Annie? Matt złapał mnie za rękę , spojrzałam na niego.
- Ross, spójrz,teraz wszystko się zmieni,wiesz o tym.- z oczu bije mu wyraźny biały neon,z napisem : Nie Pierdolę Pięknych Farmazonów. - Nic nie będzie okej.
Spuściłam głowę,wiem co zaraz powie.
- Jeżeli zginiesz.. Ja nie wiem, po prostu nie wiem co zrobię.
Zacisnęłam rękę wokół jego ręki,moje kostki zrobiły się momentalnie białe.
- Nie zginę,obiecuję,choćby nie wiem co,nie odejdę - objęłam go i pocałowałam w polik - Nigy Matt,nigdy.
Musnął delikatnie moje usta,uśmiechnęłam się.
-Wiesz,że szkoła czeka,prawda?-mruknęłam.
- A wiesz , że musisz wrócić do codzienności?- spojrzał na mnie,
- Wiem. - odpowiedziałam i ruszyliśmy dalej/

***

Co jeżeli umrę? Jeżeli go zostawię? Stukam nerwowo długopisem o blat ławki. Może Jake mi doradzi,o ile wypowiem do niego choć słowo. Spojrzałam na widok za oknem, trzy boiska,bieżnia i pełno traw. Uniosłam wzrok, wrzasnęłam, przede mną stoi Wikkie, z jej nosa i oczu cieknie krew. Spadłam z krzesła krzycząc,obraz Wikkie momentalnie zniknął. Rozejrzałam się, wszyscy wokół zwrócili wzrok na mnie,uniosłam się lekko na łokciach - w tym momencie rozległ się szkolny alarm, a ja po prostu zemdlałam.